Nasze największe szczęście skończyło dziś roczek.
Kilka miesięcy temu, kiedy myślałam sobie o tej dacie to wydawała mi się taka bardzo odległa, miałam wyobrażenie, że Mikołaj mając roczek będzie taki już duży, dorosły, a teraz patrzę na mojego Syna i mam mieszane uczucia. Z jednej strony to już nie jest 49 cm, które położono mi na brzuch po porodzie, a z drugiej strony to dalej mój Maluszek, mój Tulaczek kochany.
Pamiętam z tego dnia i dnia poprzedniego, którego to odeszły mi wody wszystko z dokładnością, z każdym szczegółem i detalem. Pamiętam jak 4.października przed 6 odeszły mi wody, jak wstałam do łazienki i doszło do mnie, że to już. Wróciłam do sypialni i delikatnie obudziłam Męża oznajmiając, że chyba się zaczęło. Pamiętam jak Tomek wyskoczył z łóżka i miotał się po mieszkaniu, ja wtedy poszłam się kąpać, myć głowę i co chwilę słyszaam pukanie do drzwi z pytaniem czy wszystko gra. Miałam w sobie jakiś taki spokój pomieszany z ekscytacją i jakąś ogromną radością, że o to już za niedługo będzie z nami Mikołaj. Pamiętam jak malowałam na przedpokoju rzęsy a Tomek oczom nie wierzył, że robię to z takim spokojem;-)
Pamiętam jak weszłam do pokoju Mikołaja po torby i zerknęłam przez okno, do pracy wychodziła sąsiadka i patrzyła w nasze okna. Pamiętam wszystko, nawet takie szczegóły.
Wsiadając do samochodu powiedziałam do Męża, że wrócimy już w trójkę, ależ to było fascynujące.
Mąż jechał jak szalony, trąbił na każdego i prosił o przepuszczenie, jakbym naprawdę miała za moment urodzić. Wbiegł do szpitala i już w drzwiach krzyczał, że rodzę. Jak w jakimś amerykańskim filmie;-) Zabrano mnie na badania. Miałam wrażenie, że wody odchodzą mi litrami, serio. Strasznie dziwne uczucie. Po badaniu okazało się, że mam tylko 1,5 cm rozwarcia, więc to wszystko może jeszcze bardzo długo potrwać. Zabrano mnie na patologię ciąży, bo nigdzie nie było miejsca. W pokoju byłam z dwoma kobietami, jedna w 41 tc, druga w 39 tc. Podłączono mi wenflon i zrobiono KTG na którym raczej malusie slurcze, niczego szczególnego nie rokujące. Miałam ciągle chodzić, więc chodziłam z nadzieją, że coś wychodzę. Na korytarzu co chwilę przejeżdżał jakiś noworodek, strasznie zazdrościłam Mamom, które miały je już przy sobie.
Po 17 przenieśli mnie na ginelogię i położyli w pokoju z bardzo młodą dziewczyną, która była na początku ciąży. Kichała, smarkała, więc lekko się przeraziłam czy czegoś nie złapię.
Koło 22 padła decyzja, że są skurcze i biorą mnie na porodówkę. Tomek spakował moje rzeczy i powędrowaliśmy piętro wyżej. Trafiłam na mało sympatyczną zmianę. Tomkowi kazano przepakować mnie w jedną torbę, zabrać cały gastronomiczny ekwipunek i jechać do domu. Koło 2 w nocy miał dzwonić i dopytywać się co z nami. Biedak z przerażeniem w oczach i wielką bezradnością (mój Mąż nigdy nie jest bezradny) zabrał co kazałam i pojechał do domu. Mnie podłączono znów pod KTG, czułam, że skurcze są mocniejsze i wydawało mi się, ze już raczej tu zostanę. Leżałam tak sama położona między dwoma pokojami w którym odbywały się porody, z przerażeniem słuchałam jak jedna kobieta po drugiej rodzi, coraz bardziej się bałam. Co jakiś czas położna przemykała z małym zawiniątkiem, które pojawiało się na świecie. Koło północy padła decyzja, że jednak wracam na ginekologię, dostałam zastrzyk w postaci relanium w tyłek, kazano mi coś zjeść (hello, ktoś tu przecież wcześniej kazał zabrać moje jedzonko) i wstawić się o 7 rano. Ta noc była przerażająca. Odmawiałam zdrowaśki i co chwilę spoglądałam na zegarek, wydawało mi się, że wcale nie spałam. Skurcze były naprawdę bolesne, zwijałam się z bólu. Nie pisałam do Tomka, bo wiedziałam, że przecież i tak nic nie może zrobić, tylko by się zamartwiał.
O godzinie 6 zwlekłam się z łóżka. Przyjechal Tomek. Zabrano mnie na porodówkę - głodną i wyczerpaną, a tam trafiłam do nieba;-) Personel, który był przy moim porodzie był wymarzony, sala przepiękna, nowoczesna. Położna, która była przy mnie, idealna, poza tym były też dwie studentki, bardzo sympatyczne i miłe dziewczyny. O 7 podano mi oxytocynę. Zmiana położnej miała nastąpić koło 14 a ja się modliłam żebym udało się z Nią urodzić. Odwracała uwagę od skurczy opowiadając mi różne życiowo - lekarskie historie. Wszyscy dawali mi czas na urodzenie do 15 (Jezu, jak, aż tyle czasu?) Po dwóch godzinach zbadał mnie lekarz - 6,5 cm, genialnie!! Ból zaczął być okrutny, dostałam dolargan po którym czułam się jakbym wypiła szklankę wódki. Mąż mój, który cały czas był przy mnie siedział z laptopem na kolanach, słuchawkami na uszach w których słuchał relację z rajdu, trzymał mnie mocno za rękę, podając co chwilę wody, okrutnie to przeżywał, nie mógł patrzeć na mój ból, ale chciał być ze mną. Na ostatnie kilka minut, kiedy to Położna oznajmiła mi, że bierzemy się za rodzenie, wyszedł. Po dwóch partych urodziłam, sam finał mimo wielkiego bólu wspominam z wielką radością.
Mikołajek przyszedł na świat o 10:40, miał 49 cm i ważył 3 140. Kiedy położyli mi Go na brzuch płakałam ja, płakały dwie studentki, a Mikołajek po cichutku sobie kwękał. Nagle złapał mnie za mój najmniejszy palec i tak trzymał mocno tę swoją malusią zaciśniętą piąstkę. Bardzo się wzruszyłam. Był taki maciupeńki, taki delikatny i bezbronny a jednocześnie taki spokojny i szczęśliwy.
O godzinie 6 zwlekłam się z łóżka. Przyjechal Tomek. Zabrano mnie na porodówkę - głodną i wyczerpaną, a tam trafiłam do nieba;-) Personel, który był przy moim porodzie był wymarzony, sala przepiękna, nowoczesna. Położna, która była przy mnie, idealna, poza tym były też dwie studentki, bardzo sympatyczne i miłe dziewczyny. O 7 podano mi oxytocynę. Zmiana położnej miała nastąpić koło 14 a ja się modliłam żebym udało się z Nią urodzić. Odwracała uwagę od skurczy opowiadając mi różne życiowo - lekarskie historie. Wszyscy dawali mi czas na urodzenie do 15 (Jezu, jak, aż tyle czasu?) Po dwóch godzinach zbadał mnie lekarz - 6,5 cm, genialnie!! Ból zaczął być okrutny, dostałam dolargan po którym czułam się jakbym wypiła szklankę wódki. Mąż mój, który cały czas był przy mnie siedział z laptopem na kolanach, słuchawkami na uszach w których słuchał relację z rajdu, trzymał mnie mocno za rękę, podając co chwilę wody, okrutnie to przeżywał, nie mógł patrzeć na mój ból, ale chciał być ze mną. Na ostatnie kilka minut, kiedy to Położna oznajmiła mi, że bierzemy się za rodzenie, wyszedł. Po dwóch partych urodziłam, sam finał mimo wielkiego bólu wspominam z wielką radością.
Mikołajek przyszedł na świat o 10:40, miał 49 cm i ważył 3 140. Kiedy położyli mi Go na brzuch płakałam ja, płakały dwie studentki, a Mikołajek po cichutku sobie kwękał. Nagle złapał mnie za mój najmniejszy palec i tak trzymał mocno tę swoją malusią zaciśniętą piąstkę. Bardzo się wzruszyłam. Był taki maciupeńki, taki delikatny i bezbronny a jednocześnie taki spokojny i szczęśliwy.
Od tego czasu minął rok a my z każdym dniem kochamy Go jeszcze bardziej.
Nie wyobrażalne jest szczęście, które dają nam nasze dzieci każdego dnia.
Dziś wzruszałam się kilka razy, od rana zerkałam na zegarek i wspominałam każdy moment, który przeżywaliśmy rok temu. Jestem ogromnie dumna z mojego Syna, ale i mojego Męża, dzięki tym moim Mężczyznom ten rok nie byłby taki piękny i ciekawy.
Kilka zdjęć, które obrazują jak z dnia na dzień zmieniał się nasz Syn.
ps. Niedługo poczynię małe podsumowanie tego ekscytującego roku i pokażę Wam, jak się dziś bawiliśmy;)
Po kilkudniowych przygotowaniach do dzisiejszej imprezy urodzinowej i innych przygodach, które miały wczoraj miejsce padam ze zmęczenia, wypijam herbatę i kładę się koło moich cudownych Chłopaków<3
Haniu jak on się zmienił :)) Moc buziaczków dla Twojego roczniaka! No i dla Ciebie, bo to i Twoje święto kochana :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, zmiana w wyglądzie w ciągu tego roku niesamowita:) dziękujemy Żanetko za życzenia:**
UsuńRyczę! Ryczę ze wzruszenia! :) Mikołajku jeszcze raz cudowności!!!!!!!!!!!! Mam nadzieję, że będzie okazja bym mogła osobiście wyściskać!!!!!! :*:*:*:*:*:*
OdpowiedzUsuńJa tam też wczoraj kilka razy ryczałam ze wzruszenia, dziekuję Wam Kochani, będziemy kombinować spotkanie:)
UsuńWow roczek jak to szybko zleciało:) Mikołaj ciocia blogowa życzy Ci dużo zdrowia! Całusy dla Was:*
OdpowiedzUsuńCioci ogromnie dziękujemy :)
UsuńWszystkiego naj, naj wystrzałowy Mikołaju :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy mocno:)
UsuńCzytam i buzia mi się śmieje:-)
OdpowiedzUsuńSama dokładnie pamiętam cały dzień każdą minutę:-)
Wszyskiego najlepszego dla Mikołaja<3
Takich momentów się nie zapomina:) dziękujemy :)
UsuńStooo latek! Az wzuszylam sie, cudownie tak pamietac kazda chwile :))) :*
OdpowiedzUsuń:) to fakt, wspomnienia są bardzo żywe i wzruszające :)
Usuńoj, jak ten czas leci...wszystkiego dobrego Mikołjku, obyś swoim usmiechem byl codziennym szczęściem dla rodzicow:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy Kochana!!
UsuńWzruszyłam się .. Przypomniałaś mi mój poród, chociaż jednak ja miałam nieco lepiej, aż mi się Ciebie szkoda zrobiło, jeju tyle czasu w bólach...
OdpowiedzUsuńCo do imprezki to czekam na relację :) Kolorowych snów :)
Ja też jak czytam czyjeś wspomnienia to wracają moje. Relacja będzie, cudnej imprezki u Was dzisiaj :)
UsuńMIKOŁAJ rośnij mamusi zdrowy i duuuuuuuuuuży !! Buziaki dla Was :*:*
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Buziaczki:**
UsuńKochana, wszystkiego najlepszego dla Mikołaja :)
OdpowiedzUsuńPomimo, że mój poród był bardzo z zaskoczenia i tak naprawdę to nic nie było przygotowane, to też pamiętam ten dzień z dokładnością co do minuty, bo to był najpiękniejszy dzień w moim życiu :)
Buziaki urodzinowe
Maryś
Dziękujemy Ci bardzo Marysiu::**
UsuńSto lat maluszku i sto lat mamusiu:)Dzielna z ciebie kobieta:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy Ci ogromnie Kochana:***
Usuńoj Hania poryczałam się....:) pięknie to wszystko opisałas:)jeszcze raz caluski dla Chłopa;))
OdpowiedzUsuńEwa
Dzięki Ewcia::***
UsuńJak urósł ;) Wszystkiego dobrego !
OdpowiedzUsuńNooo tak, to już nie 49 cm:)
UsuńPiekny Mikołaj! Piekni rodzice.. Gratuluje Wam z całego serca! A Tobie Mikołaju, zycze byś kapał sie w tym morzu miłości całe zycie!
OdpowiedzUsuńDziekuję Aniu za cudne życzenia, będziemy kąpać w miłości każdego dnia!
UsuńPiękne wspomnienia. a dla Mikołajka moc życzeń... Każdy Mikuś to fajny Chłopak, wiem co mówię:)
OdpowiedzUsuńA to fakt, Mikołaje to fajne chłopaki :):)
UsuńWszystkiego najlepszego Mikołaj !!!
OdpowiedzUsuńRośnij zdrowoooo :)
Ogromnie dziękujemy :):)
UsuńCudowne są takie zdjecia. Uwielbiam co miesiąc porównywać Majule z poprzednim i podpatrywać jak się zmienia. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla Synka:)
OdpowiedzUsuńTo tak, jak ja, często oglądam starsze zdjecia! Dziękujemy za życzenia, buziaki dla Córci :)
UsuńWszystkiego najwspanialszego Maluszku :-)!!!
OdpowiedzUsuńDziękujemy ogromnie!!
UsuńSto lat dla Mikołaja! Ja niestety po odejściu wód praktycznie zaraz dostałam oxytocynę, przez którą 14 godzin umierałam z bólu, ale w końcu urodziłam.
OdpowiedzUsuńJejqu, faktycznie się nacierpiałaś :/ dziękujemy za życzenia:*
UsuńPopłakalam się:) Jeszcze raz wszystkiego najlepszego jak już pisalam na insta:)
OdpowiedzUsuńA my jeszcze raz ogromnie dziękujemy:**
UsuńNajlepszego dla Kochanego Roczniaka:) Ten czas tak szybko ucieka :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy ogromnie:)
UsuńCudny jest! Rycze po tych opisach porodowych ech. Sto lat mikolaju!
OdpowiedzUsuńDziękujemy Kochana;**
UsuńSTO lat dla Synusia :) Świetny blog, gratuluje mamie
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://zosiulinkowo.blogspot.com/
Oczywiście obserwuję
Bardzo nam miło, dziękujemy ogromnie :)
Usuńwszystkiego najlepsiejszego Roczniaku ;)
OdpowiedzUsuńehhh aż się wzruszyłam :) pięknie opisane... Mikołaj wszystkiego NAJ :)
OdpowiedzUsuńMnie też takie opisy wzruszają...dziękuję Kochana:**
UsuńSpełnienia wszystkich roczniakowych marzeń! :)
OdpowiedzUsuń:):) dziękujemy
UsuńJak zwykle ostatnia :( Jeszcze raz najlepszości dla Mikołajka!!! Tak się zmienił okruszek maleńki. Wzruszyłam się, to są takie piękne chwile mimo bólu :)
OdpowiedzUsuńCoś Ty Ciocia!! Przecież takie cudną nam zrobiłaś z Piotrulkiem niespodziankę w dniu urodzin:) jeszcze raz dziękujemy :)
Usuńale zmiany. Spóźione 100 lat Mikołakju.
OdpowiedzUsuń:**
Usuń