Powróciliśmy, ale się zebrać nie mogłam do sklejenia tego posta. Twierdzę, że jak mam Męża w domu to jestem straszliwie niezorganizowana!
Było cudownie, czuję jeszcze piasek pod stopami i to nie mylne wrażenie, a rzeczywistość gdyż przywieźliśmy z Fuerty w brudnych rzeczach chyba z kilogram piachu;-) Właściwie nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od początku.
Lotu bałam się ogromnie, tych 5 godzin, które Mikołaj miał przesiedzieć praktycznie w jednym miejscu. Poza tym kiedy mówiłam, że lecimy na Fuertę wiele razy słyszałam "Kobieto, czy Ty wiesz, że to 5 godzin lotu? Z dzieckiem? Gratuluje odwagi". Faktycznie trochę tej odwagi w kieszeni mieć musieliśmy, ale odkąd pojawił się na świecie Mikołaj chcemy z Mężem pokazywać, że wiele rzeczy z dzieckiem po prostu się da!Dało się i tym razem! Mikołaj w dniu wylotu też chyba był lekko podekscytowany, po porannym powstaniu zasnął dopiero koło 13:30, a my w planie wyjazd na lotnisko mieliśmy chwilę po 14. Wtedy też został rozbudzony, więc tym bardziej drżałam jak to będzie z takim niedospanym dzieckiem. Wylot był opóźniony, więc wystartowaliśmy koło 17:30. Podczas lotu było kilka kryzysowych momentów, gdyż do samego lądowania, czyli do 22 Mikołaj nie zasnął. Sen złapał dopiero przy końcówce, wtulony we mnie zasnął i spał już tak później w Tuli do samego hotelu. Nota bene do niego musieliśmy też jeszcze dojechać ponad godzinę.
Droga powrotna bez żadnych przygód, spotkało nas dodatkowo to szczęście, że nikt nie siedział koło nas mimo załadowanego całego samolotu, więc Miko miał miejsce na zabawę i na spanie. Kupiliśmy na lot kilka zabawkowych gadżetów, najlepiej sprawdziły się drewniane puzzle Goki, kupiłam je w sklepie Hocki Klocki. Mikołaj jest na etapie przekładania wszystkiego, więc ja składalam, Mikolaj demontował, czynność ta zajmowała nam sporą część lotu.
Sam pobyt piękny, cudowny! Tylko pierwszej nocy okropnie Mikołaja pogryzly komary, ale i temu zaradziliśmy. Pogoda wymarzona, wiatr wiał dość mocno tylko pierwszego dnia, poza tym cudne błękitne niebo, szerokie piaszczyste plaże, piasek cudny. Pyszne jedzenie, miła obsługa, więc same ochy i achy!
Fuerta to jednak nie miejsce na zwiedzanie i tego nam trochę brakowało. Jednak my byliśmy w ciągłym ruchu, bo plażowanie całodzienne to nie nasza domena, zresztą z dzieckiem nie ma opcji na siedzenie całymi dniami na słońcu. Jeździliśmy, więc do miejscowości obok lub wybieraliśmy się na długie spacery brzegiem plaży lub szczytami i kamieniami, w zależności od przypływów i odpływów.
Oczywiście wakacje z dzieckiem to coś zupełnie innego. Wieczorem owszem chodziliśmy na disco tylko z przedrostkiem mini:D Mikołaj na początku był lekko zdystansowany, ale później też ruszał tyłeczkiem przy skocznej dziecięcej muzyce.
Z przełomowych rzeczy to moje dziecko pierwszy raz się całowało! Tak, całowało się, a raczej zostało zacałowywane. Drżę co przyniosą kolejne wakacje;-)
Piękna była Ta wybranka, miniaturka Penelope Cruz, do tego mogłaby podkładać głos w bajkach, bo ten miała bardzo oryginalny. Pękaliśmy ze śmiechu przy tych ich podchodach;-)
Mikołajowi lekko rozregulował się sen. Na szczęście po powrocie szybko wszystko wróciło do normy. Zasypiał po mini disco koło 21, nawet czasem 22, przespał trzy całe nocki, a jeżeli robił pobudki to tylko raz, jedna nocka była trochę słabsza, bo na Fuercie Mikołajowi wyszła pierwsza czwórka;-) Spaliśmy do 7, 8. Kolejna drzemka przypadała na czas wyjścia na plażę, kolo 10. Wsadzałam Go wtedy w Tulę i spacerowałam brzegiem plaży, a Tata w tym czasie rozbijał namiot. Na kolejną szedł spać kolo 15, drzemka ta odbywała się w pokoju, bo na plaży było za upalnie, pełniliśmy wtedy w pokoju dyżury.
Musze kilka słów o Tuli napisać, która została okrzyknieta hitem tego wyjazdu. Nosidło to planowałam zakupić już dawno, jak zawsze wstrzymywał mnie przed zakupem Tomasz. Tym razem się uparłam, bo nie wyobrażałam sobie nosić na rękach Mikołaja, a wózek na plaży to porażka, szczególnie, że na plaże musieliśmy zejść po bardzo długich, stromych schodach. Udało nam się Tulę wypożyczyć na 2 tygodnie. Dziś powinnam ją zwrócić, ale zostawiliśmy ją w domu. Mikołaj ją pokochał! My też! Waga mojego dziecka w nosidle spada o kilka kilogramów. Spał w niej, spacerował z nami.
Poniżej fotorelacja. Wiem, że nuda wieje z tych zdjęć, że taki optymizm na nich i kolory i szczęście i radość, ale takie były nasze wakacje, więc nie ma co ściemniać;-)
Uwaga: An. i Agnieszkę D. proszę o adresy na maila;-)