wtorek, 30 lipca 2013

Obiady czwartkowe - otwieramy nowy cykl;-)

Pamiętacie z historii obiady czwartkowe organizowane u króla Stanisława Augusta Poniatowskiego? Iście paryskie uczty serwował. Jadało u Niego dużo osobistości ze świata, sztuki, nauki i kultury. Uczestnikami byli niestety tylko mężczyźni, więc my pójdziemy ciut dalej i zapraszamy i mężczyzn i kobiety;-).

Kiedy chodziłam do liceum takie właśnie uczty na wzór tych XVIII wiecznych obiadów organizowali sobie w czwartki na długiej przerwie nasi nauczyciele. Człowiek pukał do ich pokoju i po otwarciu drzwi jakie to cudne zapachy się unosiły. My tymczasem biedne uczniaki musieliśmy się zadowolić kanapką z żółtym serem, bo jak osiem lekcji było dnia danego to na obiad domowy, czwartkowy dopiero się zanosiło późnym popołudniem.

Taki cykl postanowiłam poczynić u nas na blogu, co to by nudą nie wiało;-) Może parysko nie będzie, ale pokażę Wam trochę co u nas się w domu jadało, je i jakie przysmaki nam przychodzi jeść w tych zabieganych czasach;-) Nie obiecuję, że w każdy czwartek będzie coś nowego, bo czasem cieżko post skleić przy moim activ Synu, ale będę się starała. Będzie też trochę słodkości, tak, dla odmiany;-) No i zajrzymy też do kuchni mojego Taty, który świetnie gotuje;-)




Zapraszam Was, więc już w najbliższy czwartek na sałatkę z kurczakiem w pysznej omaście;-)



piątek, 26 lipca 2013

Jak to jest z tą błękitną krwią?

Na placu zabaw z Mikołajem jesteśmy czasem nawet dwa razy dziennie. Miko aktualne zachwyca się wszelkimi rodzajami huśtawek, więce zawsze po porannych zakupach czy spacerze musimy zaliczyć jedną z nich. Plac zabaw to także miejsce spotkań z mamami, tatusiami -> często z dużą wiedzą na temat dzieci (tu nie piszę z jakimś sarkazmem, tatusiowie wiedzą naprawdę sporo)nianiami, babciami, opiekunkami, dziadkami i mnóstwem dzieciaków. Czasem w jednym tygodniu poznaję tyle nowych dzieci, że przy kolejnym muszę pytać o imię, bądź wiek, bo się zwyczajnie gubię:)

No, ale ja nie o tym...

Taką też nową Mamę poznałam kilka dni temu. Była razem ze swoją 3,5 letnia córką. Szybko od słowa do słowa dowiedziałam się, że Mama jest nauczycielką, że ma starszego 7 letniego syna i że kilka razy w roku jeżdżą nad morze. Sama za wiele nie mogłam powiedzieć, bo owa Mama szybko wysłuchawszy moich kilku słów przechodziła na swój lub córki temat. Zuzia bujała się na huśtawce i co chwilę ciągnęła mamę za sukienkę a Ta powtarzała co dziecko ma do powiedzienia. Mała przede wszystkim pytała czy widzę Jej kolorowe warkoczyki, pomalowane paznokcie czy sukienkę. W pewnym momencie mama mówi do mnie:

- wie Pani, że Zuzia jest Księżniczką?
Tu moja konsternacja!
- Powtarzam Jej to codziennie, musi wiedzieć, że Nią jest. Następnie spojrzała na Zuzię a ta dość pretensjonalnie z głową w chmurach nie patrząc nikomu w oczy potwierdziła.

Lekko zdębiałam, bo deklaracja była tak poważna, że Księżniczka wydała mi się być złą Królową. Lubimy Księżniczki, ale od tej nie wiało sympatią. Dziwne, szczególnie, że Księżniczka ma dopiero 3,5 roku.
Zszokowana też byłam tym, że mama Zuzi kiedy chwilę rozmawiałyśmy przerywała swoje wywody twierdząc, że nie może już dłużej ze mną rozmawiać, bo Zuzi się to nie podoba i jest obrażona, tu zerkam na Zusię i faktycznie, wielki foch.

Poszliśmy z Mikołajem na konika obok. W tym też czasie doszła do Zuzi i Jej Mamy koleżanka, której też za każdym razem przerywano tylko dlatego, że Zuzia miała, jak to Księżniczka kaprys coś dodać od siebie, robiła to z wielkim zadufaniem w sobie.

Ta cała sytuacja siedziała w mojej głowie i zastanawiałam się nad tym czy Zuzia żyjąca w głębokim przekonaniu, że jest Księżniczką będzie Nią w oczach innych kolegów i koleżanek kiedy pójdzie do przedszkola a potem szkoły i czy ten typ Księżniczki będzie akceptowany przez Jej otoczenie. Ok, też mam Księcia w domu i to najcudowniejszego według mnie na świecie i jest wyjątkowy i chcę żeby o tym wiedział, ale czy w tej sytuacji trochę nie brakuje zdrowego rozsądku(?) Ważne dla mnie jest aby Mikołaj znał swoją wartość, bo poczucie własnej wartości jest niesłychanie ważne na każdym etapie naszego życia. Na początku rozowoju młodego człowieka, w momencie kiedy dorasta jak i w życiu już tym bardzo dorosłym. Wiem coś na ten temat, bo sama musiałam to poczucie w sobie budować.

Księżniczka bardzo nam nie przypadła do gustu. Mam nadzieję, że wiecie co mam na myśli. Chcę żeby Mikołaj wiedział o swojej wyjątkowości, ale też żeby zauważał ją w innych osobach i nigdy nikogo nie traktował z góry.

O


ps. wszystkich Hankom i Ankom z okazji ich imienin cudowności życzymy:)

wtorek, 23 lipca 2013

Nasze małe RZYMskie wakacje!

Nasze krótkie wakacje w Rzymie dobiegły końca. Patrzę na zeszyt, który leży na stole z listą rzeczy do zabrania, którą robiłam przed wyjazdem i nie wierzę, że już jesteśmy w domu.

Cudowny to był czas, inny niż pozostałe, bo z naszym Mikołajem, pełen obaw przed i zachwytów po;-)

Krótko napiszę Wam jak my zorganizowaliśmy sobie te kilkudniowe wakacje, może ktoś będzie wybierał się do Rzymu ze swoim dzieckiem lub dziećmi i może niektóre informacje będą przydatne.

Wylot do Rzymu mieliśmy we wtorek o 11:20 z Okęcia w Warszawie. Na początku planowaliśmy wyjechać bardzo wcześnie rano właśnie we wtorek, ale przyniosło by to za dużo stresu i zamieszania, więc wyjechaliśmy z Poznania dzień wcześniej i spaliśmy w Warszawie w hotelu.

Taksówką z hotelu na Okęcie ruszyliśmy koło 8:30, w 15 minut byliśmy na lotnisku, więc czasu mieliśmy naprawdę bardzo dużo.
Miko zdążył zaliczyć drzemkę i obudził się tuż przed wejściem do samolotu. Z wózkiem nie mieliśmy żadnego problemu, został zabrany przed samym startem. Myślałam, że będzie też problem z mlekiem i wodą, bo teoretycznie są limity, ale miałam spory zapas w torbie podręcznej i nikt nie miał z tym problemu. Sam lot Mikołaj zniósł bardzo dobrze, był po drzemce, więc w humorze i dobrej kondycji, problem miał tylko w momencie startu z siedzeniem w miejscu, ale zagadywaliśmy Go wszystkim, co dookoła i usiedział te 20 minut podczas, których musiał być przypięty pasami. Zmiana ciśnienia nie zrobiła na Nim żadnego wrażenia, nie potrzebował ani wody ani smoka, ale wiem, że niektóre dzieci źle znoszą moment wzbijania się, roczna dziewczynka, która siedziała przed nami bardzo płakała.

Rzym przywitał nas żarem lejącym się z nieba. Opcji na dojazd do centrum Rzymu mieliśmy kilka, zaczynając od tych jednym środkiem komunikacji za 14 euro od osoby w jedną stronę i tych kilkoma za 2,60 euro. Wybraliśmy opcję niskobudżetową, ale dość męczącą. Najpierw jechaliśmy autobusem do Ostii (Ostia Lido Centro) Na autobus czekaliśmy koło 40 minut, sama podróż trwała koło 30. Następnie musieliśmy dojechać do niebieskiej linii B -> stacja Euro Magliana, kolejno musieliśmy metrem dotrzeć do stacji Termini i z Termini przesiąść się na Linię A, która zawiozła nas do stacji docelowej - Manzoni. Z tego miejsca do hotelu mieliśmy 800 metrów. Mam nadzieję, że nic nie pomyliłam, Małż popraw mnie jbc;-) Podziwiam mojego Syna, który wytrzymał ponad dwie godziny dodadkowej podróży. 
Oczywiście jest też droższa i szybsza opcja podróży bezpośredniej z lotniska do hotelu jakimś ekspresem, ale my woleliśmy pieniądze te przeznaczyć na dobrą kolację;-)

Te trzy dni w Rzymie spędziliśmy bardzo intensywnie. Dla mnie to była czwarta wizyta w wiecznym mieście, z Mężem byłam po raz trzeci, z rodzicami drugi, więc główne zabytki wcześniej już zostały przez nas odwiedzone. Nie mieliśmy zatem w planach muzeów, zresztą nie chciałam nimi męczyć mojego Mikołaja, bo jest za mały na takie atrakcje.

Pokazaliśmy Mikołajowi Watykan, Koloseum, Fontanne di Trevi czy Panteon. Pierwszego dnia o poranku chcieliśmy być na targu Campio di Fiori. Tam zaopatrzyłam się w warzywa i owoce dla Mikołaja i dzięki temu mógł jeść normalne obiadki ponieważ słoiczki u nas nie wchodzą wogóle w grę. Nasz pokój posiadał aneks kuchenny z całym wyposażeniem, więc w południe wracaliśmy do hotelu na obiad Mikołajowy, prysznic i przebiórkę i potem znów ruszaliśmy w miasto. Z okazji tej podróży wybraliśmy się na Zatybrze, które nas bardzo urzekło. W upalny dzień spacerowaliśmy po bajkowych ogrodach Pincio. Nie wracaliśmy do hotelu o 19, szkoda nam było rzymskich wieczorów. Przez te trzy dni trochę zburzyliśmy rytualne czynności Mikołaja. Syn zasypiał w spacerówcę koło 20, czasem trochę później i po powrocie do hotelu - około 22 przekładaliśmy Go do łóżka, kąpiele poczynialiśmy w południe oraz o poranku.

Mikołaj generalnie nie lubi jazdy w wózku, w Rzymie nas zaskoczył, godzinami z przerwami na noszenie jeździł w wózku i był bardzo zadowolony(?!) Miałam w planach wypożyczenie Tuli, ale w poniedziałek, który planowałam po nią podjechać okazało się, że miejsce wypożyczenia jest zamknięte, plułam sobie w brodę, bo chciałam wypróbować ją na Mikołaju, ale szykują się jeszcze inne wyjazdy, więc będzie okazja;-)

Niestety zdarzyła nam się a dokładnie mnie jedna mało miła sytuacja. Mianowicie w metrze zostałam okradziona, nawet wiem przez kogo. Straciłam portfel. Zwykły sztuczny tłok i po portfelu. Na szczęście dowód mój i Mikołaja miał Mąż, pieniędzy też w nim nie było. Straciłam tylko karty, ale te szybko zablokowałam. Szczęście w nieszczęściu.

Lot do Warszawy był trochę słabszy, bo akurat przypadał czas drzemki Mikołaja i dziecko nie mogło snu złapać i było marudne, ale pod koniec zasnął, więc etap lądowania przekimał;-) Zaskoczyła mnie obsługa na lotnisku w Rzymie, wszędzie byliśmy puszczani przodem, więc cała procedura odprawiania nas poszła bardzo szybko.

Tak się rozkręciliśmy wakacyjnie, że już z niecierpliwością czekamy na nasz wrześniowy długi urlop:D

A!! Moim Rodzicom cudownym dziękuję za pomoc i poranne porywanie Mikołaja do siebie do pokoju:D

A teraz fotorelacja;-)



























poniedziałek, 22 lipca 2013

Konkurs z Retro Feelings - wyniki;-)

Nasz konkurs dobiegł końca;-) Otrzymałyśmy od Was 7 zgłoszeń.

Gdybyśmy oczywiście mogły to każda z Was miałaby I miejsce! No, ale do rzeczy! Jak się okazało werdykt padł w bardzo szybkim tempie, jedna z Was szczególnie zachwyciła nas swoimi wypiekami i opisem.

Panie i Panowie...

 Nagroda powędruje do Magdaleny Wróbel - Krakowczyk!


Urzekły nas Jej:

 ciasteczka cynamonowe

Moje ciasteczka zasługują na nagrodę gdyż nic innego nie może się równać z ciepłym zapachem cynamonu unoszącego się w domu w trakcie pieczenia tych kruchych, rozpływających się w ustach ciasteczek z cynamonowo - maślanym smakiem:)



Ciasto dyniowe

Moje ciasto dyniowe zasługuje na nagrodę, bo to najpyszniejsze ciasto dyniowo - korzenne jakie kiedykowliek jadłam, najprostsze w wykonaniu i zawsze ale to zawsze się udaje!


Orzechy lineckie

Orzechy lineckie zasługują na nagrodę gdyż to jedne z ciasteczek cieszyńskich, które na Śląsku uważane są za najlepsze ciastka bo pachną orzechami, a nie sztucznymi aromatami, z prawdziwego masła, a nie podrobionego miksu tłuszczowego, z domowego cukru waniliowego, a nie wanilinowego i jaj od kur szczęśliwych. Z kruchą bezą, lekkim posmakiem cytrynowym, maleńkie wprost na jeden kęs:)


Wszystkim ogromnie dziękujemy za udział w konkursie a Magdzie gratulujemy wygranej!


Magdę prosimy o zgłoszenie się do Roksany drogą mailową;-)



wtorek, 9 lipca 2013

MPWZF VI + delikatna przypominajka;-)


Na początku przypominamy o konkursie -> TUTAJ
 
------------------------------------------------
A teraz do konkretów przechodzimy:D
------------------------------------------------
 
 
Łyka mlika i znika ;)
 
 
Ulubione zajęcie - przeglądanie, bo przecież jeszcze nie czytanie

 
do telewizora podchodzi z lekkim dystansem


Love krowe, pisał byk


BLW level two czyli jemy łyżeczką


Często kończy się totalnym wariactwem

 
głupawka day
 
 
Ty mnie Tata całuj a ja będę patrzył czy już jest zielone


 maltańskie klimaty z mamą
 

z Tatą -> w poszukiwaniu samolotu
 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Wakacyjny konkurs z Retro Feelings!!!

Razem z Roksaną z bloga Retro Feelings mamy dla Was konkurs;-)

Do wygrania:

- mini zawieszki muffinkowe (16 sztuk)

- 2 komplety naklejek

- metr tasiemki z motywem muffinek





A oto proste zasady:


* wyślij do nas zdjęcie Twojego ulubionego wypieku (może być babeczka, tarta, ciasto, tort)na adres: retro.postcard@gmail.com oraz hanna.garbarczyk@gmail.com

* uargumentuj - wystarczy jednym zdaniem - dlaczego właśnie Twój wypiek zasługuje na nagrodę;-)

* polub na Facebook'u Retro Feelings (KLIK) i Dookoła nas (KLIK) jeżeli nie masz Facebook'a dodaj nasze blogi do obserwowanych

* umieść na swoim blogu lub stronie na Facebook'u -> jeżeli nie masz bloga banerek konkursowy z podlinkiem do konkursu

 

Konkurs trwa od 08. - 19.lipca, wygrana osoba zostanie ogłoszona do 3 dni od zakończenia konkursu;-)



Banerek konkursowy


Pozdrawiamy i zapraszamy!

piątek, 5 lipca 2013

Dziewięciomiesięczniak!

Mamy za sobą kolejny miesiąc pełen nowych wyzwań, wrażeń i przygód!

Mamy też za sobą tyle samo miesięcy w brzuchu jak i na świecie!
Okres, kiedy Mikołaj był w brzuchu - fajny, ale ten na świecie o niebo lepszy!

Miesiąc temu wydawało mi się, że 8 miesiąc przyniósł duże postępy, tymczasem dziewiąty to są dopiero osiągi!

* raczkowanie -> tą umiejętnością cieszymy się od trzech dni i jak zwykle przyszła nagle. Do pełzania nasz Syn wraca tylko jeszcze wtedy, kiedy dana zdobycz jest w dość dalekim zasięgu, szybciej wtedy udaje się ją zdobyć dopełzając, natomiast jak coś nie wymaga szczególnego wysiłku i dystansu Mikołaj przepięknie raczkuje:D

* wspinanie się -> wystarczy, że się odwrócę a nasze dziecko stoi opierając się tylko jednym bokiem o sofę. Wspina się gdzie tylko i jak tylko się da. Jeszcze miesiąc temu tyłek był baaaardzo ciężki i dziecko aż całe czerwone było z tego wysiłku jakim było osiągnięcie pionu natomiast teraz żadnen problem. Łóżeczko też już obniżone, bo ulubionym zajęciem było chodzenie przy szczebelka dookoła podczas, którego to chodzenia Tato - Mąż umierał ze strachu i widział już w oczach swych ponownie bezzębne dziecko z rozciętą brodą;] Mikołaj uwielbiał tą zabawę! W każdym razie muszę mieć oczy dookoła głowy i czas na sprzątanie, gotowanie i inne domowe prace dostosowany tylko i wyłącznie do drzemek, w tym miejscu szacun dla Mam, które posty piszą codziennie, pytam się jak kurna?!?!!??

samodzielne jedzenie -> z BLW ruszyliśmy  już dawno, ale w tym miesiącu tak naprawdę mogę stwierdzić, że Mikołaj sam pięknie je. BLW idzie nam bardzo dobrze. Mikołajowi coraz częściej udaje się trafić bezpośrednio do buzi, ale poziom syfu taki sam!!!! We wcześniejszych miesiącach samodzielne jedzenie sprawiało Dziecku więcej kłopotów. Teraz muszę się Wam do czegoś przyznać - ze swoim obiadem muszę się chować, bo moje dziecko mimo swojego zjedzonego obiadu chcę więcej i jak widzi jedzenie to się trzęsie i macha tym swoimi łapkami mówiąc da, czasem coś skubnie ode mnie, ale staram się aby między posiłkami nie dojadał.

* zmiana z pozycji leżącej w pozycję siedzącą - jeszcze w zeszłym miesiącu to my musieliśmy wspomagać Mikołaja w tej czynności, teraz sam już pięknie sobie radzi.

* samodzielna zabawa -> siedzenie przyniosło razem ze sobą fajną rzecz jaką jest właśnie samodzielna zabawa, są momenty w ciągu dnia, kiedy to Mikołaj usiądzie na chwilkę sam i zajmie się tym, co ma dookoła siebie. Może dla niektórych mam to nic dziwnego, ale Miko i ja od urodzenia byliśmy jak 2 in 1, dwie osoby, ale w jednym ciele, bo ciągle nosiłam a ręce miałam do samej ziemi, teraz jest dużo fajniej.

Stan uzębienia w dalszym ciągu taki sam -> 4 górne ząbki + 4 dolne. Dajemy trochę forów naszym koleżanką i kolegą:D
No i mam nadzieję, że kolejne zęby nie będą miały kaprysu wyjścia w nasze krótkie rzymskie wakacje.

Słowo tata zajmuje w języku naszego dziecka czołowe miejsce, do tego jest Ada, której w dalszym ciągu nie poznaliśmy, niania - ta sama sytuacja, baba, daj, najn (nein), dada, raczej ten sam zasób słów, który miał miejsce w miesiącu ósmym.

Z nockami w tym miesiącu było baaardzo słabo, przed 3 tygodnie Mikołaj budził się z ogromnym płaczem w połowie nocy i dopiero suszara (sąsiadów przepraszamy za nią) i lulanie skutecznie usypiało nasze Dziecko, nie mam pojęcia skąd ten płacz, bo według mnie wcale to nie zwiastuje kolejnych zębów. Podczas tych bezsennych nocy nasz Syn wręcz domagał się posadzenia przy półce z książkami. Jednej nocy od 4 do 5 rano bawił się Cieniem Wiatry Zafona - Mąż twierdzi, że będzie bibliotekarz:D

Drzemki w ciągu dnia zredukował sobie Mikołaj do dwóch i najpóźniej druga powinna zakończyć się po 15, w przeciwnym razie Mikołaj będzie szalał do 21:30, co miało miejsce w ostatnim tygodniu. Wczoraj spał 3 godziny i to była Jego jedyna drzemka w ciągu dnia - wow!!

Mikołaj w dalszym ciągu nie cierpi się ubierać i przebierać, czyścić noska i oczek, wybaczamy:D

Dobrze, tyle wieści o naszym Synu, bo bym mogła pisać i pisać, ale robię to ku pamięci. Siedziałam ostatnio na placu zabaw z Sąsiadką, która ma 9 miesięcy starszą córkę i patrzyła na mojego Mikołaja i mówiła, że nie pamięta już co w tym okresie życia robiła Jej Mała, co umiała itd., więc ja to piszę właśnie po to jak zacznę zapominać;-)

Wkroczyliśmy zatem w dziesiąty miesiąc, który to przyniesie pierwszą podniebną podróż Mikołaja, już drżę jak to wszystko nam się uda, ale wierzę, że z pomocą Dziadków, którzy z Nami lecą będzie dobrze!!

Pozdrawiamy Was z gorącego Poznania!!!








poniedziałek, 1 lipca 2013

Mutsy Evo - spacerówka -> nasza opinia

Od kwietnia wozimy się spacerówką Mutsy Evo. Mamy lipiec, więc już jestem w stanie wyrazić opinię na jej temat szczególnie, że miałam kilka zapytań od mam, które się nad nią zastanawiają.

Lubię minimalizm, więc ta spacerówka zadowoliła mnie w 100%, nie mogłam doczekać się momentu wsadzenia w nią Mikołaja i pierwszego spaceru (swoją drogą pierwszy spacer zakończył się fiaskiem i powrotem do domu, ale to raczej nie przez spacerówkę, tak mniemam) Prowadzi się świetnie, jest jeszcze lżejsza od gondoli.

Spacerówkę możemy zamontować przodem jak i tyłem i myślę, że jest to fajne rozwiązanie, bywały takie momenty, że w trakcie spaceru przekładałam Mikołaja to przodem do mnie to tyłem, w zależności od potrzeby.

Samo siedzisko spacerowe ma kilkustopniowe rozkładane oparcie z regulowanym podnóżkiem, pasy bezpieczeństwa mocnowane są pieciąpunktowo, posiada też regulowany pałąk bezpieczeństwa z możliwością demontażu. Jeżeli chodzi o budkę to można ją dodatkowo rozłożyć odpinając zamek. W pozycji siedzącej idealnie chroni dziecko przed słońcem, deszczem i wiatrem. W pozycji leżącej...no, niestety nie do końca i to jest jedyny minus o którym muszę wspomnieć opiniując Evo. Osobiście dokupiliśmy Mikołajowi parasol, który chroni Go przed słońcem i folię idealnie kryjącą przed deszczem.

Poszycie spacerówki możemy zdjąć i wyprać.

Gdybym miała drugi raz stanąć przed zakupem zrobiłabym to samo, po prostu wybrałabym Evo, mimo tego jednego minusa;-)

Pytanie do Was;-)

W połowie lipca lecimy do Rzymu, zastanawialiśmy się nad zakupem małej parasolki, którą wzięlibyśmy zamiast naszej Evo, co myślicie na ten temat? Czy będą jakieś problemu na samym lotnisku, czy ktoś z Was brał do samolotu zwykłą spacerówę a może wlaśnie Evo?

Jeżeli macie jakieś pytanie dotyczące wózka -> gondoli, spacerówki, stelaża to służę pomocą;-)


 

ps. UWAGA, UWAGA!!! Już niedługo konkurs zorganizowany przez blog Retro Feelings i dookoła nas;-) Bądźcie czujni;-)